🐎 Lista Polskich Jeńców Wojennych W Niemczech
2 Zob. m.in.: Z. Karpus, Obozy jeńców wojennych z państw Ententy na ziemiach polskich pod panowaniem pruskim, [w:] Społeczeństwo polskie na ziemiach pod panowaniem pruskim w okresie I wojny światowej, red. M. Wojciechowski, Toruń 1996; P. Stanek, Jeńcy wojenni na Górnym Śląsku w latach I wojny światowej, [w:] Koniec starego świata
Zbrodnia w Zakroczymiu. Położenie na mapie Polski w 1939 r. Zbrodnia w Zakroczymiu – masowy mord na polskich jeńcach wojennych oraz cywilnych mieszkańcach Zakroczymia popełniony przez oddziały niemieckie podczas kampanii wrześniowej 1939. Do zbrodni doszło 28 września 1939, tuż po kapitulacji twierdzy Modlin, gdy esesmani z Dywizji
5 marca 1940 r. Biuro Polityczne KC WKP(b) podjęło uchwałę o rozstrzelaniu polskich jeńców wojennych przebywających w sowieckich obozach w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie oraz polskich więźniów przetrzymywanych przez NKWD na obszarze przedwojennych wschodnich województw Rzeczypospolitej. W wyniku tej decyzji zgładzono około 22 tys. obywateli polskich.
Polskie Radio Kierowców. Lista przebojów Trójki 24.11.2023 Prowadzący: Tomasz Miara 20:00 - 20:05. Serwis Trójki W kwietniu 1945 roku, w wyniku pertraktacji prowadzonych przez
W obozie w latach 1939–1945 więziono 55 000 jeńców wojennych z 13 krajów. Pierwszymi osadzonymi byli polscy żołnierze z kampanii wrześniowej. W maju 1940 r. dołączyli do nich jeńcy z Francji, Belgii i Holandii, w 1941 r. Serbowie, Chorwaci, Anglicy, a później żołnierze z USA. Jesienią 1941 r. do wydzielonej części obozu przybyli jeńcy rosyjscy. Rosjan grzebano bez
W obronie kraju poległo ponad 70 tys. polskich żołnierzy, tysiące innych zmarło później z ran lub zaginęło. Oprócz tego zabitych zostało wielu cywilów, w samej Warszawie zginęło ich ok. 10 tys. Od początku walk Niemcy dopuszczali się licznych zbrodni wojennych: rozstrzeliwania, mordowania ludności cywilnej i niszczenia jej dobytku.
Zasób archiwalny: min.: oryginalne kartoteki polskich jeńców wojennych osadzonych w obozach jenieckich; oryginalne kartoteki więźniów obozów koncentracyjnych i więzień hitlerowskich; akty zgonów Polaków zmarłych w czasie II wojny światowej w obozach i więzieniach na terytorium Niemiec i Polski…
W obozie w Tarnopolu przetrzymywano 1114 Polaków: 511 internowanych i 603 jeńców. W czasie istnienia obozu w Kosaczowie od 6 grudnia 1918 roku do 24 maja 1919 roku przez obóz przewinęło się od 4 do 5 tys. osób. Z tego zmarło od 800 do 1300, a zadokumentowano śmierć zaledwie 467 osób. Według stanu na początek lutego 1919 roku w
Archiwalia - Wehrmachtauskunftstelle für Kriegerverluste und Kriegsgefangene - sygnatura: n183. Lista transportowa polskich jeńców wojennych ze Stalagu IIB, l.179.
ZMZLLm6. Pokaż menu Strona główna Ofiary represji niemieckich : Krzysztof Kopeć Dokumenty na temat represji i zbrodni niemieckich, popełnionych na Polakach i obywatelach innych narodowości w latach 1939–1945, znajdują się w przejętych przez Instytut Pamięci Narodowej – Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu materiałach zgromadzonych przez jego poprzedniczkę, tj. Główną Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Międzynarodowa Służba Poszukiwawcza (International Tracing Service – ITS) w Bad Arolsen powstała w celu prowadzenia poszukiwań i rejestracji osób zaginionych podczas II wojny światowej. Od początku działalności, jeszcze podczas działań wojennych, gromadziła różnego rodzaju dokumenty dotyczące osób represjonowanych przez III Rzeszę, tworzące dziś potężny zasób składający się z 26 km bieżących akt. Od przeszło dekady materiały te są digitalizowane, co umożliwia dostęp do zbiorów za pośrednictwem specjalnie skonstruowanej bazy danych. IPN jest jedyną instytucją w Polsce i jedną z kilku na świecie, która posiada pełną wersję tej unikatowej aplikacji. Otrzymanie jej było możliwe dzięki przystąpieniu Rzeczypospolitej Polskiej, jedynego państwa z dawnego bloku wschodniego, do Umów Bońskich, co nastąpiło 7 marca 2000 r., oraz w wyniku ich nowelizacji z 16 maja 2006 r., kiedy to podjęto decyzję o możliwości udostępnienia kopii cyfrowych zasobu ITS sygnatariuszom traktatu. W 2007 r. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej zdecydowało o przekazaniu zdigitalizowanych materiałów do IPN w Warszawie, natomiast archiwiści Instytutu zaczęli z nich korzystać w roku 2010. Bazę można podzielić tematycznie na trzy części. Pierwsza - Incarceration and persecution to zbiór materiałów obozowych, więziennych, śledczych oraz sądowych. Akta obozowe stanowiące podstawę tej sekcji, w większości dotyczą poszczególnych obozów koncentracyjnych. Wśród nich na szczególną uwagę zasługują zbiory dotyczące KL Dachau, KL Buchenwald oraz KL Mauthausen – obozów, której oryginalna dokumentacja zachowała się w dużym stopniu. Mamy tu głównie do czynienia ze skanami kart więźniów, list transportowych osób przybywających i opuszczających dany obóz, wykazów osadzanych w komandach pracy, aktów zgonu czy materiałów ze szpitali obozowych. Dokumentację Gestapo, materiały więzienne i sądowe zebrano w podzbiorze Prisons and Persecution. Odnajdziemy tu akta policyjne, dokumentację postępowań prokuratorskich i sądowych i księgi ewidencyjne zakładów karnych. Druga część dokumentacji zawartej w bazie (Registration of Foreigners and German Persecutees by Public Institutions, Social Securities and Companies) to zbiór materiałów dotyczących osób zarejestrowanych i zatrudnionych na terytorium Rzeszy, głównie cudzoziemskich pracowników przymusowych. Istotną część zbioru stanowią spisy osób przebywających podczas wojny na terenie poszczególnych gmin w Niemczech, sporządzone już w latach powojennych na polecenie alianckich władz okupacyjnych. Tworzono je na podstawie oryginalnej miejscowej dokumentacji – akt policyjnych, więziennych, meldunkowych czy dokumentacji medycznej. Znajdziemy tu ponadto rejestry zmarłych i informacje o miejscach pochówku. Część druga zawiera oryginalne dokumenty sporządzone podczas wojny – karty pracy, karty meldunkowe, karty osobowe jeńców wojennych. Ich uzupełnieniem są powojenne materiały urzędów stanu cywilnego, dotyczące osób pozostających na terytorium Niemiec i Austrii (akty ślubu, urodzenia, zgonu). Trzecia część (Registrations and Files of Displaced Persons, Children and Missing Persons) to głównie materiały rejestrujące losy tzw. dipisów (displaced persons, DP), a więc osób, które po II wojnie światowej znajdowały się poza swoją ojczyzną, głównie na terenie byłej Rzeszy. Dokumenty te zawierają informacje o ich pobycie w obozach przejściowych, uzyskanej pomocy i wreszcie repatriacji bądź emigracji. Część trzecia zawiera również dokumentację biura zajmującego się poszukiwaniem zaginionych podczas wojny dzieci np. odebranych rodzicom i umieszczanych w placówkach Lebensborn oraz pomocą dla osieroconych dzieci znajdujących się na terenie Niemiec. Aplikacja zawiera rekordy odnoszące się do losów ponad 17 000 000 osób, a zdigitalizowana centralna kartoteka osobowa Arolsen Archives, która stanowi podstawę wyszukiwania w bazie, zawiera około 50 000 000 kart.
Kiedy przed dwoma laty w Niemczech pokazano wystawę obrazującą wehrmachtowskie zbrodnie, wielu mieszkańców tego kraju nie mogło uwierzyć - przecież ich armia była rycerska GRAŻYNA STARZAKGRAŻYNA STARZAKKiedy przed dwoma laty w Niemczech pokazano wystawę obrazującą wehrmachtowskie zbrodnie, wielu mieszkańców tego kraju nie mogło uwierzyć - przecież ich armia była rycerska Zbrodnie, jakich dopuścili się we wrześniu 1939 r. na polskich ziemiach żołnierze Wehrmachtu, nie były dotąd przedmiotem zbyt szczegółowych badań historyków. Sporo mówiono i pisano o gestapo, Sipo, SS, formacjach uznanych za zbrodnicze, odpowiedzialnych za zagładę Żydów, Cyganów, masowe wysiedlenia, egzekucje i pacyfikacje. Natomiast poczynania Wehrmachtu, przez który w czasie II wojny światowej przewinęło się blisko 20 mln żołnierzy, doczekały się niewielu publikacji. Zwłaszcza w Niemczech panowała zmowa milczenia. - Niemcy za wszelką cenę chcieli ochronić mit_ "rycerskiego Wehrmachtu" -_ mówi Ryszard Kotarba, historyk z Krakowa, pracownik Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Zdaniem krakowskiego historyka, należy pamiętać o podejmowanych z premedytacją i stanowiących formę odwetu lub próbę zastraszenia ludności cywilnej akcjach żołnierzy Wehrmachtu. Pamiętać i odróżniać je od tych przypadków, które wynikały z samej istoty wojny... W wyjątkowo bezwzględny sposóbniemieccy żołnierze rozprawili się z mieszkańcami Świniarska, wsi odległej o ok. 7 km od Nowego Sącza. Pierwszy patrol niemiecki pojawił się tam 5 września 1939 r., o trzeciej po południu. W godzinę później, szosą od Podrzecza, zaczęły nadciągać regularne oddziały. Maria Osińska, jedna z mieszkanek Świniarska, przenosiła w tym czasie towar ze swojego sklepu do zakładu pomp, żeby ukryć go przed rabunkiem. - Przechodząc, słyszałam świst kul. W pewnym momencie zauważyłam jak Niemcy niosą jednego ze swoich na noszach do karetki Czerwonego Krzyża. Potem rozbiegli się po okolicy, sądząc, że strzał padł z pobliskich domów - czytamy w zeznaniach Osińskiej z 1949 roku. - Widziałam, jak jeden z żołnierzy niemieckich wszedł do domu Józefa Wołka. W tym momencie z tego domu wyszedł syn Wołka, niemowa, niedorozwinięty umysłowo, który pogroził żołnierzowi niemieckiemu pięścią. On mu groził, bo zobaczył, że koń żołnierza jadł ich siano. Niemiec wyciągnął rewolwer i strzelił do młodego Wołka raniąc go śmiertelnie. Ten żołnierz musiał sobie zdawać sprawę, że Wołek był chorym człowiekiem. To można było odgadnąć po matołkowatym spojrzeniu i olbrzymich wolach tego chłopca. Następnego dnia, idąc do domu nakarmić świnie ze stacji pomp, gdzie się ukryłam, zobaczyłam, że Niemcy strzelają do uciekającego przez pola starego Wołka. Gdy upadł, dobili go kolbą. Tego samego dnia wieczorem znów szłam drogą ze stacji pomp do domu. Pod pomnikiem Grunwaldzkim w Świniarsku, zobaczyłamciała siedmiu zabitych to sami starcy. Jeden z nich zupełnie ociemniały. W Świniarsku, w chwili wkroczenia wojsk niemieckich, byli tylko starzy lub ułomni mężczyźni. Wszyscy inni, nawet 14-letni chłopcy, uciekli. Niemcy rozstrzelali w sumie 17 ludzi. Podpalili kilkanaście domów. - Wiele do dzisiaj niewyjaśnionych przyczyn złożyło się na tragiczne wydarzenia we wsi Świniarsko - komentuje zeznania Osińskiej Ryszard Kotarba. - Świadkowie podają, że przyczyną mogły być skargi miejscowych Niemców (bo to są tereny dawnego osadnictwa niemieckiego) wysiedlonych w przededniu wojny. Był jeszcze jeden czynnik, który zaważył na wydarzeniach. Niemcy natknęli się na pomnik, ufundowany przez mieszkańców Świniarska z okazji 500. rocznicy bitwy pod Grunwaldem. Egzekucja dokonana pod pomnikiem miała zapewne dla nich symboliczne znaczenie... Z akt 376 śledztw, prowadzonych w latach 1965-99 przez Okręgową Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie wynika, że pomimo zapewnienia dowódcy niemieckich wojsk lądowych, iż "ludność cywilna nie będzie uważana za wroga, a normy prawa międzynarodowego będą szanowane", żołnierze Wehrmachtu na początku wojny dopuścili się wielu zbrodni. Ofiarami byli głównie mieszkańcy wsi. Wiek ofiar wahał się od 11 do 90 lat. W wielu wypadkach zbrodniom towarzyszyło katowanie ofiar, bicie kolbami karabinów itp. Jak wynika z zeznań świadków, żołnierze niemieccystrzelali do Polakówwprost z jadącego samochodu (tak było np. we wsi Stadła), z karabinu maszynowego ustawionego na motocyklu (Charsznica). Wyciągano z łóżek obłożnie chorych (Iwanowice), rannych dobijano bagnetami (Brzyna). - Rzadko były to indywidualne występki poszczególnych żołnierzy, zwykle zbrodni tych dokonywano na rozkaz oficerów - mówi R. Kotarba. Wehrmacht dopuszczał się też zbrodni na jeńcach wojennych, a największą z nich na terenie woj. krakowskiego była masakra w Szczucinie, 12 września 1939 r. Spowodował ją incydent, jaki rozegrał się pomiędzy zarządzającym tamtejszym szpitalem polowym niemieckim podoficerem a polskim oficerem żądającym w imieniu jeńców poprawienia warunków bytowych w obozie. Przedstawiciel polskich jeńców, obrażony przez Niemca słownie i czynnie, zastrzelił go z leżącego na stole pistoletu, a potem popełnił samobójstwo. W odwecie Niemcy spędzili wszystkich jeńców na dziedziniec szkoły, w której mieścił się obóz, ostrzelali ich, a budynek obrzucili granatami. Od kul i w płomieniach zginęło 40 jeńców i 30 cywilów. Ofiarami tej masakry stało się także 25 Żydów, sprowadzonych do grzebania zwłok, a następnie rozstrzelanych. Niemcy brali wielu jeńców. Lokowali ich w szkołach, stodołach. Później zakładali przejściowe obozy jenieckie w wielu miejscowościach woj. krakowskiego. - Krakowska Komisja prowadziła całą serię dochodzeń dotyczących tych obozów, zlokalizowanych w Krakowie-Kobierzynie, w Bronowicach, w Bochni - mówi R. Kotarba. - Przesłuchiwano wielu byłych jeńców, analizowano różne materiały, np. dokumenty PCK. Generalnie nie stwierdziliśmy w obozach przejściowych celowych zbrodni. Największe represjewe wrześniu 1939 r. spotkały mieszkańców okolic przyfrontowych, głównie powiatów: limanowskiego, myślenickiego, nowotarskiego, suskiego, sądeckiego. Nieprzypadkowo tereny największych zbrodni pokrywają się z obszarami najcięższych walk i kierunkiem najważniejszego chyba natarcia niemieckiego (Jabłonka - Jordanów - Myślenice - Dobczyce). Dla przykładu, miejscowość Wysoka, która we wrześniu 1939 r. przechodziła z rąk do rąk, została w dużej części spalona. W Jordanowie, na skutek bombardowań, spłonęło 65 proc. zabudowań. - Zbrodnie, które tam popełniono, wynikały z samego charakteru wojny. Z perspektywy czasu nie można uznać ich za zbrodnie ludobójstwa. W czasie nalotów sowieckich również zginęło wielu cywilów - twierdzi R. Kotarba. Oficjalna lista zbrodni Wehrmachtu nie zamyka całości strat, jakie mieszkańcy ziemi krakowskiej ponieśli we wrześniu 1939 r. - Trzeba pamiętać, że za Wehrmachtem postępowały siły policyjne, osławione grupy operacyjne Sipo i SD (Einsatzgruppe). Na samym końcu grupa SS Brigadeführera B. Streckenbacha - mówi R. Kotarba. - Ich zadaniem była pacyfikacja zajętego terenu, łamanie wszelkiego oporu ludności, aresztowania itd. Owe policyjne "grupy specjalne", podlegające Urzędowi Bezpieczeństwa Rzeszy, przemieszczające się za regularnymi oddziałami wojska i podlegające dowódcom Wehrmachtu, wykonywały egzekucje na Żydach. W Trzebini zabito łącznie 160 osób narodowości żydowskiej, w Sławkowie - 100, w Pawlikowicach - 32. W świetle prawa międzynarodowego odpowiedzialność za te zbrodnie ponosili dowódcy wojskowi, a więc obciążają one również Wehrmacht. Dawni żołnierze Wehrmachtu, bardzo wyczuleni na przypisywanie im zbrodni dokonywanych przez policyjne grupy specjalne, powtarzali: "To nie my". - Jest w tym wiele prawdy - przyznaje R. Kotarba. - Trzeba przyznać, że siły policyjne, jakkolwiek formalnie podległe dowódcom Wehrmachtu, realizowały własną politykę. Żadna ze spraw dotyczących zbrodni popełnionych przez Wehrmacht, prowadzonych przez krakowską Komisję, nie zakończyła się procesem sądowym, pomimo tego, że do Zentrale Stelle w Ludwigsburgu, instytucji zajmującej się gromadzeniem materiałów dotyczących przestępstw wojennych i poszukiwaniem sprawców zbrodni, przesłano z Polski tysiące protokołów przesłuchań świadków i innych dokumentów, obrazujących akty przemocy i terroru. - Dlaczego? Zbrodnie popełnione przez Wehrmacht tłumaczono przeważnie względami "konieczności wojennej"- wyjaśnia R. Kotarba. - Myślę, że tych ludzi celowo ochraniano. Z jednej strony pokazywano demoniczne siły policyjne, i opętanych ideą nazizmu członków "grup specjalnych" - ludzi spod znaku SS, wychowanych na morderców, a z drugiej żołnierzy Wehrmachtu, jakoby przypadkowo wplątanych w tę całą zawieruchę wojenną, tylko wykonujących rozkazy. Zaraz po wojnie przygotowano co prawda kilka pokazowych procesów, ale główni oskarżeni niezbyt długo posiedzieli w odosobnieniu. Von Brauchitsch umarł w więzieniu brytyjskim czekając na rozprawę. Gen. von Manstein, dowódca grupy Armii Południe, działającej na obszarze Małopolski, skazany po wojnie na 18 lat więzienia, w 1953 r. został zwolniony "z pobudek humanitarnych". Dożył 90 lat. Sędziwego wieku doczekał również gen. von List, dowódca 14 armii Wehrmachtu, nacierającej na woj. krakowskie z Górnego Śląska i Słowacji. Von List dostał dożywocie. Zwolniono go w 1952 r. z tych samych powodów co Mansteina. Streckenbacha, dowódcę policji w dystrykcie krakowskim, tuż po zakończeniu działań wojennych złapali sowieci. Siedział chyba 25 lat. Gdyby Rosjanie wiedzieli, kim jest Streckenbach, gdyby go rozpoznali,z pewnością by Republice Federalnej Niemiec sprawa zbrodni Wehrmachtu przez lata praktycznie nie istniała. Ukazywało się mnóstwo wspomnień, relacji z wojny. Odbywały się zjazdy byłych żołnierzy Wehrmachtu. Korzystali oni ze świadczeń przysługujących kombatantom, mieli niezłe renty i emerytury. Zmowa milczenia panująca wokół zbrodni popełnionych przez żołnierzy Wehrmachtu została przerwana dopiero w 1997 r. Historycy niemieccy przygotowali specjalną wystawę, dokumentującą te zbrodnie. Była eksponowana w kilku miastach Niemiec. Zgromadzono na niej setki dokumentów, fotografii pochodzących z żołnierskich albumów. Zdjęcia przedstawiały bardzo drastyczne sceny, np. egzekucji wykonywanych przez żołnierzy Wehrmachtu. Albumów zachowało się bardzo dużo, i w Niemczech, i w Polsce. Niemcy lubili się fotografować... Wystawa wywołała skandal, który naruszył ciszę panującą wokół Wehrmachtu i zachwiał panującym przez lata mitem. Wielu Niemców było oburzonych, wielu nie mogło uwierzyć, że te fotografie są prawdziwe. Przez lata karmiono ich przecież mitem o rycerskim Wehrmachcie... PS. Nazwiska i imiona mieszkańców Świniarska zostały zmienione. Zdjęcia, wcześniej nigdzie nie publikowane, pochodzą z albumu niemieckiego żołnierza. Zostały udostępnione Komisji w Krakowie przez Muzeum Okręgowe w Tarnowie
Odnaleziono imienną listę rosyjskich jeńców wojennych pochowanych w Bytowie podczas I wojny światowej. Sprawa ta może mieć międzynarodowe reperkusje, ponieważ jeniecki, wówczas bezimienny cmentarz, w latach 80. zniszczono. Jest tam teraz nekropolia komunalna - pisze Andrzej Szutowicz, miłośnik historii, który przyczynił się do odkrycia o listę 302 rosyjskich jeńców wojennych z armii carskiej, którzy przebywali w niemieckim obozie w Bytowie. Spoczęli na cmentarzu, przez kilkadziesiąt lat anonimowo. Odkrycie jest szczególnie ważne dla Rosjan. Rodziny pochowanych odnajdą został odnaleziony całkiem przypadkowo w Archiwum Państwowym w Koszalinie, podczas prac badawczych prowadzonych przez Andrzeja Szutowicza, miłośnika historii, współpracującego z redakcją "Dziennika Bałtyckiego".- To z pewnością historyczna sensacja! - ocenia Gerard Czaja, były senator, mieszkaniec Bytowa, pasjonat lokalnej historii - Powinna się o tym dowiedzieć strona rosyjska. Przecież dotychczas były tam groby bezimienne. Uważam, że teraz należałoby wykonać przynajmniej tablicę z nazwiskami wszystkich pochowanych "Dziennika Bałtyckiego" powiadomiła Konsulat Generalny Rosji w Gdańsku, przekazując opis sprawy i materiał Przekażemy te informacje konsulowi i naszemu wydziałowi zajmującemu się cmentarzami. Będziemy w kontakcie - powiedziała pracownica Szutowicza, miejsce pochówku jeńców wojennych powinno być upamiętnione przynajmniej stosowną tablicą z nazwiskami. - Takiego odkrycia nie można lekceważyć. W przypadku cmentarza Orląt Lwowskich to strona polska finansowała upamiętnienie pochowanych. Sądzę, że w tym przypadku zainteresowana powinna być strona rosyjska. My możemy pomóc - deklaruje Ryszard Sylka, burmistrz Bytowa.***W latach 1914-1916 istniał na terenie Bytowa cmentarz wojenny, na którym spoczywali żołnierze armii carskiej wzięci do niewoli w czasie działań wojennych I wojny światowej. Byli oni jeńcami wojennymi przetrzymywanymi w obozie jenieckim (Kriegsgefangene im Lager Bütow). Według dotychczas nieudokumentowanej opinii, obóz ten miał powstać w miejscu, gdzie istniał obóz dla jeńców francuskich z wojny w latach 1870-1871, którzy mieli być zatrudnieni przy budowie bytowskiej kolei. Jedyne, co konkretnego wiadomo o obozie z lat Wielkiej Wojny, to informacja autorstwa Józefa Lindmajera zawarta na str. 167 "Historii Bytowa". Otóż został on założony w połowie sierpnia 1914 roku, a pierwszymi jego jeńcami byli członkowie załogi rosyjskiego statku internowanego w Gdańsku. W miarę rozwoju sytuacji wojennej jeńców przybywało, pogarszały się też warunki życia. Był to wówczas jeden z 21 niemieckich obozów jenieckich usytuowanych na ziemiach dzisiejszej Polski. Natomiast numizmatycy twierdzą, że nie był to jeden obóz, lecz dwa - oficerski (Offiziergefangenlager) i dla szeregowych (Kriegsgefan-genlager), które tylko sąsiadowały ze sobą. Potwierdzeniem tego ma być fakt, że na potrzeby jeńców bita była specjalna moneta, przy czym inny wzór był dla oficerów, a inny dla szeregowych. Miała ona moc nabywczą tylko na terenie konkretnego dowodem na istnienie obozu żołnierskiego są dzienniki byłego jeńca Wasilija Kuźniecowa. Jednak w skąpych źródłach niemieckich obóz widnieje jako oficerski. Według "Kuriera Bytowskiego" (Stare fotografie, "Obóz przy ul. Gdańskiej"), teren obozowy miał być usytuowany między dzisiejszymi ulicami Gdańską i Lęborską. Tak się złożyło, że w ostatnim okresie udało się znaleźć zdjęcia z okresu jego budowy, na których widać, że powstawał niemal od podstaw. Organizacyjnie znajdował się na terenie podległym XVII Korpusowi Armijnemu, gdzie inspektorem był gen. por. Böhm. Temu samemu inspektoratowi podlegały obozy oficerskie w Grudziądzu, Brodnicy i Gniewie oraz dla szeregowców w Gdańsku, Tucholi, Czersku i Czarnem. Znane jest nazwisko komendanta. Był nim mjr Matten. Niestety, nadal nic nie wiadomo o historii obozu i jego carska miała w swoich szeregach żołnierzy o narodowościach wchodzących w skład imperium, dlatego w obozie przebywali Polacy i - co dla Bytowa jest równie ważne - także Ukraińcy. Istnieje niemieckie źródło, w którym podaje się, że w Bytowie przetrzymywano 366 oficerów i 138 szeregowych narodowości francuskiej. Zanim wojna się skończyła, armia carska w wyniku dwóch rosyjskich rewolucji rozpadła się. Fragment jenieckiego pamiętnikaNa stronie internetowej zacytowany jest fragment pamiętnika, który wydrukowany został w rosyjskim biuletynie ministerstwa wojny "Rosyjski inwalida" (ukazywał się od 4 września 1915 r.) Pamiętnik ten prowadził podczas pobytu w niewoli w Niemczech żołnierz 6 kompanii siemienowskiego pułku Wasylij Kuźniecow. Wydrukowane wspomnienie odnosi się bezpośrednio do pobytu autora w obozie w Bytowie. Po przeniesieniu w inne miejsce Kuźniecowowi udało się uciec do lutego 1915 do miasta Bytów, gdzie rozmieszczono nas w barakach. Ścisk straszny. Każdemu dali wysoki numer. Mnie 13094. Czuję się bardzo źle. Wokół wszystkich baraków ciągnie się ogrodzenie z drutu kolczastego. W środku tego miasteczka jenieckiego stoi areszt, gdzie są wystawione dwa karabiny. Ich lufy patrzą na nas. Po terenie chodzą niemieckie patrole. 1 marca 1915 za życie, naprawdę ciężkie. Poumieszczali nas w baraku. Człowiek leży na człowieku. Dali jeden koc i jeden worek na dwie osoby. Wszystkie tak zawszone, że w nocy trudno usnąć. Do północy walczymy ze wszami, a potem przychodzi zmęczenie i na kilka godzin zapadamy w senny letarg. Rano, po przebudzeniu, ponownie rozgniatamy te pasożyty. Na ciała niektórych nie można patrzeć, tak są ubabrane we Bogu. Czuję się teraz dobrze. Trzy dni ledwo powłóczyłem nogami. Było to nawet lepsze, bo nie czułem tego głodu, jaki teraz mam. Myślę, że zjadłbym Niemca z kośćmi. Sława Bogu. Teraz posiliłem się. Diabeł jedynie wie, z czego był ten obiad. U nas w Rosji lepiej karmi się świnie. Nasz obiad składał się z przegotowanej wody i z nieczyszczonej marchewki. Pół kilo chleba jest wydawane rano i ma starczyć na cały dzień. Można go zjeść od razu, jak dobry placek. Chleb pieczony jest w połowie z ziemniaka. Niemcy podczas wzięcia do niewoli zabrali wszystko, co im się podobało. Jeśli rosyjski żołnierz nie chciał tego dać, wówczas Niemiec nastawiał w jego kierunku bagnet i otrzymywał, co marca 1915 r. Dziś był spacer. Niemiec feldfebel krzyczy na nas niemiłosiernie jak rozwścieczony indyk. Krzyczał dlatego, że źle chodzimy. Jak mam chodzić dobrze, kiedy jestem głodny jak pies? Połaziłem 15 minut i osłabłem. 9 marca 1915 r."Lisica i we śnie widzi kury"; my w tym prześcigamy nawet lisy. Kładziemy się spać, a we śnie od jedzenia aż ślina cieknie. We śnie zawsze marzę, że jestem w domu i koniecznie coś muszę jeść. Odnoszenie się do nas Niemców jest bardzo surowe: za to, że paliło się w baraku - 10 dni srogiego aresztu; za to, że chciał ktoś zabrać marchew z kuchni - 7 dni ścisłego aresztu, a za to, że nie słuchało się starszego, którego Niemcy nazywają kapralem - 14 dni marca 1915 może przyjdzie czas, że nie będę miał sił na pisanie. Siły słabną nie z dnia na dzień, ale z godziny na godzinę. Spacery są codziennie. Jeńcy chodzą jedną milę wzdłuż drutów. Unikam tych spacerów. Chowam się w baraku i czekam do marca 1915 nie mogą uwierzyć w to, do czego doprowadził Niemiec rosyjskiego jeńca. Dla przykładu, po obiedzie niektórzy chodzą i zbierają resztki jedzenia, np. zgniłe ziemniaki i kości, by nabić swój zgłodniały żołądek byle czym. Niektórzy zbierają w szambie, by wybrać coś, co według nich nadaje się do jedzenia, a przy tym smród jest niemiłosierny. Dziś Niedziela Palmowa. Tak się chce być w takie dni w domu. 21 marca 1915 dwa miesiące, jak jestem w niewoli. Większość Niemców bije jeńców bez konkretnej przyczyny. Dziś byliśmy na odwszeniu. Przesiedzieliśmy nago pod jednym kocem od 6 rano do 12. Trzeci raz wzięli nas do podskórnego wtryskiwania. O Boże! Kiedy będzie pokój? Jeśli wojna przedłuży się jeszcze miesiąc, dwa, to nie przyjdzie dożyć do zawarcia marca 1915 Panu doczekałem święta Zmartwychwstania Chrystusa. Niemcy w ten wielki dzień nakazali nam myć podłogę w pustym baraku. Dodatkowo przyszło przebierać brukiew…O godzinie 4 rano dali nam czarną kawę, o godzinie 7 wydali po pół bochenka chleba. Ja nie wiedziałem, co zrobić z chlebem, czy zjeść go od razu, czy zostawić do obiadu. Zostawiłem do obiadu. O 11 godzinie przyszli z pracy w kuchni koledzy i przynieśli zamarznięte brukwie, te, które i ja przebierałem. Na obiad była woda z ryżem i po jednej śliwce na jeńca. Przez całe swoje życie pamiętać będę te święta Paschy. 26 marca 1915 nie patrząc na święto Świętego Zwiastowania, naszych podoficerów razem z podchorążymi zmuszono do maszerowania gęsim krokiem i skakania za to, że spalili wkład materaca, by ugotować wrzącą wodę. Dziś nikt nie dostał chleba. Wieczorem załadowano nas do wagonów i wywieziono na roboty. Niektórzy jeńcy krzyczeli głośno: "Zastrzelcie nas lub dajcie nam jeść!".29 marca 1915 o godzinie przyjechaliśmy do zajętych przez Niemców Suwałk. Zakwaterowano nas w koszarach 17 strzeleckiego pułku…Po przeniesieniu w inne miejsce autorowi pamiętnika udało się uciec do cmentarz - zostały kościPo obozie pozostał ślad w postaci cmentarza. Pochowani byli na nim żołnierze różnych wyznań. Przeważali prawosławni. W rzędzie pierwszym z lewej strony (wzdłuż płotu od strony PKS) wyróżniały się mogiły żołnierzy żydowskiego pochodzenia - tylko one miały betonowe nagrobki. W ich stojące macewy wkomponowano marmurowe białe płyty, na których obok gwiazdy Dawida widniały wyryte napisy w języku hebrajskim. Ciekawe, że nagrobki te przetrwały okres hitlerowski. Około roku 1970 ktoś zabudował drewnianym szalunkiem znajdującą się w trzecim rzędzie mogiłę i postawił prawosławny drewniany krzyż. Mówiono, że zrobiła to jakaś osoba bliska dla spoczywającego tam rosyjskiego żołnierza. Miała podobno przyjechać z ówczesnego ZSRR. W tym czasie cmentarz był zadbany, wręcz schludny. Spełniał także rolę edukacyjną, gdyż często porządkowali go uczniowie bytowskich szkół podstawowych. Potem od tego zwyczaju odstąpiono. Symptomem końca cmentarza były zacierające się tabliczki nagrobne. Cmentarz istniał do czasu, aż na sąsiednim komunalnym zrobiło się ciasno. Wówczas - mowa o latach 80. ubiegłego stulecia - zapadła decyzja o jego likwidacji. Ówczesne władze jakby się z tym spieszyły. Zwyciężyły wygoda, ekonomia i bezduszność, a może i zwykła ludzka złośliwość. Mimo indywidualnych prób uratowania cmentarza, podjętych na tzw. warszawskim szczeblu, został on doszczętnie zniwelowany, lecz mimo upływu czasu nie dawał o sobie zapomnieć. Ziemia cmentarza przypominała o tym, kto w niej spoczywa. Podczas kolejnych pochówków wykopywano kawałki kości żołnierzy, a także metalowe tabliczki nagrobne z niewyraźnymi już napisami osobowymi. Archiwum w Koszalinie - znalezisko pierwszePodczas poszukiwania w Archiwum Państwowym w Koszalinie nazwisk byłych jeńców Stalagu II B Hammerstein w Czarnem wśród dokumentów dotyczących tego obozu znalazła się kartka ze schematem, na którym widoczne były rzędy prostokącików stanowiące plan cmentarza jenieckiego. Nie był to jednak cmentarz w Czarnem, lecz właśnie nieistniejący już cmentarz w Bytowie. Co ciekawe, z kolejnych dokumentów znalezionych w innych teczkach koszalińskiego archiwum wynika, że cmentarz niemal od początku przejęcia władzy w Bytowie przez Polskę był miejscem troski ówczesnych władz lokalnych. Pismo z 6 lutego 1947 roku, podpisane przez wicestarostę J. Kłodnickiego i wysłane do Wydziału Odbudowy Urzędu Wojewódzkiego w Szczecinie stwierdza, że cmentarz był zadbany i utrzymywany przez Zarząd Miejski w Bytowie i że na jego terenie nie było żadnych nowych pochówków. W piśmie skierowanym do Wojewódzkiego Zarządu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Koszalinie z 27 lutego 1957 roku starszy inspektor gospodarki komunalnej i mieszkaniowej w Bytowie Mieczysław Wilniewiec informował swoich przełożonych, że na terenie Bytowa znajduje się cmentarz jeńców wojennych, który jest niezaewidencjonowany. Ponadto napisał, że "w roku bieżącym został przewidziany w budżecie kredyt na kapitalny remont tegoż cmentarza w wysokości 30 000 zł., z której to kwoty zamierza wykonać się ogrodzenie cmentarza oraz konserwację grobów".Plan cmentarza częściowo potwierdzał dotychczasową wiedzę na temat tej nekropolii, ale także wniósł poważne korekty. Po ich uwzględnieniu powstał nieco dokładniejszy jego ciągnął się wzdłuż ogrodzenia dawnej siedziby bytowskiego PKS, tego samego, które oddziela dzisiejszy cmentarz Komunalny od ul. Słonecznej. Wejście stanowiła brama, umiejscowiona w tym samym miejscu co dziś. Na jej betonowych słupach (nadal istnieją) przymocowany był szyld informujący, że jest to cmentarz rosyjskich jeńców wojennych. Na nim, nad napisem, namalowany był prawosławny krzyż. Groby układały się w trzy rzędy. Wszystkie miały swój numer. Było ich 288. Okazało się jednak, że w niektórych grobach spoczywało po dwóch zmarłych. Takich grobów było 14. Wynika stąd, że liczba pochowanych żołnierzy armii rosyjskiej wynosiła 302 osoby. Groby nie były obudowane - były to typowe ziemne kopczyki. O tym, kto jest w nich pochowany, informowały prostokątne metalowe białe tabliczki z danymi osobowymi żołnierza. Czy wszystkich pochowanych na tym cmentarzu tak wyszczególniono? Tego, niestety, nie wiadomo. Faktem jest, że groby nr 215 i 222 były bezimienne. Znalezisko drugie - listaW związku z tym że w czasach, kiedy istniał cmentarz, sukcesywnie odnawiano napisy na nagrobnych tabliczkach, istniało przekonanie, że listy nazwisk gdzieś są. Poszukiwania ich trwały wiele lat. Kierowane wówczas do urzędów prośby, osobiste wizyty, telefony nie odniosły skutku. Wiele wysiłku w odnalezienie żołnierskich nazwisk włożyli były wychowanek PDDz w Bytowie Mieczysław Zamara i śp. Piotr Cielecki z bytowskiego muzeum, jednak ich starania nie przyniosły efektów. W końcu z pomocą przyszedł los. Otóż do odnalezionego w Archiwum Państwowym w Koszalinie schematu cmentarza załączona była pełna lista 300 nazwisk z dwoma NN. Nazwiska napisano w brzmieniu fonetycznym, z licznymi germanizmami, co potwierdziło przypuszczenie, że to Niemcy wykonali taką listę. Wstępna analiza brzmień nazwisk wskazuje, że wśród pogrzebanych na bytowskim cmentarzu carskich żołnierzy na pewno było kilkudziesięciu Polaków. To, że byli tam Polacy, potęguje wrażenie nietaktu moralnego, jaki popełniono pod koniec lat 80. XX w. Należy też wspomnieć o grobach jeńców pochodzenia żydowskiego, które mimo że przetrwały nietknięte nie tylko barbarzyńską Noc Kryształową, ale i okres późniejszy, zostały też razem z cmentarzem unicestwione. Były to chyba jedyne zachowane pamiątki żydowskie w Bytowie. Jak wynika z listy nazwisk, żołnierzy pochodzenia żydowskiego mogło być listy nazwisk żołnierzy jeńców wojennych pochowanych na miejscowym cmentarzu wojennym stwarza możliwość małego zadośćuczynienia. Taką szansę daje konstrukcja pomnika. Na jego pustych ścianach można umieścić nazwiska wszystkich jeńców pochowanych w pomnik to zabytek?Centralnym, zarazem najważniejszym obiektem cmentarza był istniejący do czasów obecnych pomnik upamiętniający zmarłych żołnierzy. Został on postawiony dzięki staraniom emigrantów rosyjskich, którzy w okresie międzywojennym stanowili w Niemczech dość pokaźną, wielotysięczną społeczność. Wykonawcą był M. Wach z Berlina-Wilmersdorf. Po symbolice pomnika widać, że żołnierze armii carskiej często różnili się światopoglądem. Świadczą o tym istniejące do dziś symbole religijne umieszczone przy betonowym wieńcu na szczycie pomnika. Mahometański półksiężyc, krzyż łaciński, krzyż prawosławny. Możliwe, że była też symbolizująca Żydów gwiazda Dawida. Niektórzy, przyglądając się dokładnie temu miejscu, widzą jej obrys. Ponoć w środku wieńca stał duży krzyż. Na szczytowej ścianie umieszczony został wykonany cyrylicą napis "1914-1916 RUSKIJE WOJENNO PLENNYJE SWOIM TOWARISZCZAM", co znaczy "1914-1916 rosyjscy jeńcy wojenni swoim towarzyszom". Oczywiście słowo "towarzysz" nie odnosi się do komunistów. Materiały dotyczące cmentarzy w Bytowie znajdują się także w siedzibie konserwatora zabytków w Słupsku. Wykonane są starannie, czytelnie. Niestety, nie uwzględniają wielu obiektów, np. tych z cmentarza na ulicy Pochyłej czy przy cerkwi św. Jerzego, mimo że istniały jeszcze w latach 70. XX w. Na szczęście jest możliwość uzupełnienia tych braków, lecz wymaga to czasu, gdyż w bytowskim muzeum przechowywane są tysiące negatywów zdjęć wykonanych przez p. Bieńkowskiego i na pewno są wśród nich fotografie bytowskich nekropolii. Jak się okazało, na udostępnionym w Słupsku planie bytowskiego cmentarza przy ulicy Gdańskiej nie ma śladu po cmentarzu jenieckim, nie uwzględniono również pomnika. Wynika stąd, że do 25 lipca 2012 roku pomnik ten nie widniał jako zabytek! Czyżby komuś zależało na usunięciu go? Co ciekawe, wiele starych grobów oraz mogił osób wielce zasłużonych dla regionu również nie zostało w dokumentacji konserwatorskiej wyszczególnionych. Szkoda, że także nie wykazano tam nagrobków interesujących pod względem oryginalności wyglądu i wykonania. Trudno nie oprzeć się myśli, że kiedyś komuś zależało, żeby wraz z cmentarzem zniknął pomnik. Na szczęście ocalał i jest także wykazywany w internecie jako bytowska ciekawostka. Przypadkiem ocalała też jedna mogiła oznakowana tabliczką, szczęśliwie znalazła się między dwoma nowymi grobami. We Wszystkich Świętych na pomniku kolejne pokolenia zapalają znicze.
lista polskich jeńców wojennych w niemczech